niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział Pierwszy

               Siedziałam z połową rodziny w jednej z modniejszych restauracji w Manchesterze. Rodzice świętowali dwudziestą rocznicę ślubu i postanowili uczcić to kolacją.
               Właściwie, tak z perspektywy czasu, wydaje mi się, że całe to wyjście miało jedynie na celu zademonstrować ich przyjaciołom i reszcie rodziny, jacy są dla siebie hojni. Mama dała ojcu mega wypasiony zegarek, którego ceny chyba nawet nie chciałabym znać, a tato dał jej nowego Aston Martina. A mi nie chcieli kupić głupiego rzęcha, żebym mogła się kręcić po mieście. Chociaż teraz miałam dobre szanse na starego (mam na myśli rocznego) mercedesa mamy. Miałam nadzieję, że wystarczy dobrze zagadać, lecz nawet to okazało się zbędne. Zaraz po powrocie, z tego całego cyrku, dostałam kluczyki i dokumenty od samochodu. Piszczałam ze szczęścia jak szalona. No bo kto by się nie cieszył?

               Następnego dnia postanowiłam wybrać się na przejażdżkę. Wstałam około godziny jedenastej, w wakacje nie było sensu budzić mnie wcześniej, i od razu wpakowałam się do mojego białego cacka. Cały mój entuzjazm znikł, gdy zobaczyłam, że samochód jest na rezerwie.
               Po zalaniu kilku litrów ropy, ruszyłam na objazdówkę. Po drodze zajechałam do Starbucksa by podczas przejażdżki popijać sobie moją ulubioną kawę mocha, w której praktycznie nie dało się wyczuć kawy. Jedynie dużo czekolady i dużo cukru. Czyli tak, jak lubię. 


               Gdy po około półtorej godziny wystarczająco się zmęczyłam za kierownicą i chciałam wracać do domu, wpakowałam się w mega korek. Siedziałam za kółkiem ziewając i pilnując się by nie zasnąć. Z nudów zaczęłam grać w Temple Run na moim telefonie. Dopiero gdy zostałam strąbiona, zorientowałam się, że powinnam ruszyć do przodu. Po jakimś czasie odłożyłam komórkę, otworzyłam okno i oparłam głowę o kierownicę.
               - Aurora - usłyszałam swoje imię. Był to dziwny szept, jakby delikatny podmuch wiatru, który wpadł przez okno. Rozejrzałam się niepewnie. Chyba mam jakieś omamy... Pomyślałam i ponownie oparłam się o kierownicę. - Aurora. Wybrana - usłyszałam ponownie. Spojrzałam na tylne fotele by sprawdzić, czy nikogo tam nie ma. Rozejrzałam się też po lusterkach. Nic. Te spaliny uderzyły mi do głowy. Tłumaczyłam sobie, choć ani trochę mnie to nie uspokajało. Gdy tylko zapaliło się zielone światło, wyjechałam z korka i jak szalona poprułam do domu.

               W nocy miałam dziwny sen. 
               Byłam w jakiejś średniowiecznej mieścinie. Uciekałam przed czymś, może kimś... Była noc. Na ulicach co jakiś czas mijałam latarnie, w których świeciły świeczki. Nie rozjaśniały mi zbytnio drogi, a niebieska, lejąca się suknia oraz ciężka peleryna z kapturem, nie ułatwiały ucieczki. Dzielnie jednak przemierzyłam całe miasteczko, chowając się w jednym z domków. Dobrze wiedziałam, że mogę tam wejść i będę bezpieczna. W środku był mężczyzna. Jego twarzy nie mogłam zapamiętać. Ubrany był w lnianą koszulę i obcisłe spodnie, wciśnięte w skórzane buty. Na biodrach miał wielki, skórzany pas, zakończony metalową sprzączką. Do tego miał przytwierdzony nóż oraz pochwę, w której trzymał miecz. Zdjęłam pelerynę i przekazałam mu skórzany woreczek, który miałam zawieszony na szyi. Mężczyzna kazał mi odpocząć i z samego rana ruszyć do zamku. Tak też zrobiłam. Zaraz po przebudzeniu ruszyłam w drogę. Za każdym razem, gdy wchodziłam do zamku, sen się kończył.
               Bo śniło mi się to nie pierwszy raz. Zawsze dokładnie ten sam scenariusz. Zawsze te same stroje i identyczna droga ucieczki. 

               Południe spędziłam z moim młodszym bratem w parku. On biegał i bawił się z innymi dzieciakami, a ja siedziałam na ławce i pisałam esemesy. 
               - Piękny naszyjnik masz, młoda damo - odezwał się starszy dziadek, który chwilę wcześniej spoczął na tej samej ławce co ja. Spojrzałam na swój dekolt i złapałam się za długi łańcuszek ze złotym kluczem, wielkości palca wskazującego.
               - Dziękuję - odparłam. Rzeczywiście naszyjnik był piękny. Miałam go od zawsze. Klucz wyglądał na stary i miał dwa małe brylanciki. Uśmiechnęłam się do staruszka i powróciłam do pisania esemesów.
               - Ten klucz jest bardzo specjalny - powiedział. Miał tak ciężki głos, jakby się dusił, a każde kolejne słowo, brzmiało jak ostatnie.
               Patrzyłam na niego najuprzejmiej jak mogłam, jednak trudno mi było zachować powagę. Mój klucz jest specjalny, tak? Otwiera wszystkie drzwi w mieście? Myślałam, nie wiedząc do czego dąży staruszek.
               - Jesteś wybrana - ręce, razem z telefonem, opadły mi na kolana. Wywróciłam oczami. 
               - Już to gdzieś słyszałam - mruknęłam pod nosem, poprawiając włosy.
               - Kiedy?
               Łał. Jak na takiego starucha miał naprawdę świetny słuch. I głos jakby mu się poprawił.
               - Wczoraj.
               - Kto ci to powiedział? - Drążył. Wiatr. Bo akurat siedziałam sama w samochodzie i słyszałam głosy...
               - Nikt, nie ważne. Muszę już iść - szybko zebrałam swoje rzeczy, złapałam brata za rękę i uciekłam z nim do samochodu. W drodze do domu, moje myśli odciągał Alex, opowiadając mi, jak wygrał wojnę na placu zabaw. 
               Wieczorem rodzice i Alex lecieli prawie na cały miesiąc na wakacje. Najpierw Chorwacja, później Włochy, Hiszpania, Francja, mała wizyta w Londynie i powrót do domu. Mimo, że oferta brzmiała bardzo zachęcająco, to nie miałam ochoty spędzać z nimi więcej czasu niż to konieczne. Wolałam przesiedzieć miesiąc w domu i spędzić ten czas ze znajomymi. 
               Około godzinę po ich wyjeździe, wzięłam książkę i usiadłam w ogrodzie obok małej lampki, zatracając się w lekturze. 
               Nagle poczułam zimny powiew wiatru. Wzdrygnęłam się. Wiało coraz mocniej, i coraz mroźniej. Włosy latały mi w każdą stronę. Przerażona dziwną pogodą, zerwałam się na równe nogi i chciałam pobiec do domu. Byłam w połowie drogi, gdy nagle straciłam przytomność. Chwilę po tym jak leżałam na trawie, nadal czułam zimno i miałam wrażenie, że lewituję. Później straciłam przytomność kompletnie.


X


               Obudziły mnie dziwne szmery. Żywo dyskutujące męskie głosy. 
               Otworzyłam oczy i złapałam się za głowę, której pulsujący ból ustąpił niemal natychmiast. Moje ciało było lodowate. O Boże. Umarłam. Myślałam przerażona. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Niewielki pokój, oświetlony kilkoma świecami. Pod ścianą, przy drzwiach, stał drewniany stół. Może to biurko? Ciężko było mi się skoncentrować. Byłam w lekkim szoku, a światło ze świec było na tyle słabe, że nie widziałam zbyt wiele. Dostrzegłam też regał, na którym stało całe mnóstwo książek. Spojrzałam na ścianę za mną. Duże okno z prawdziwego szkła. Gdzie ja jestem? Podniosłam się z łóżka i po cichu podeszłam do drzwi, próbując podsłuchać rozmowę, dwóch mężczyzn.
               - ...miała naszyjnik z kluczem. Pochodzi z... innego królestwa - skądś znałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Złapałam się za naszyjnik. - ...jest wybrana. - wywróciłam oczami.
               - Rozumiem... Ja tymczasem wracam do siebie, panie. Rano przyniosę ubrania, dla tej młodej dziewki. Bądź pozdrowiony! -  Dziewki? Bądź pozdrowiony? Panie? Wykrzywiłam się. O co chodzi? Usłyszałam skrzypienie a później trzaśnięcie. Jeden sobie poszedł.
               Złapałam za metalową klamkę, uchyliłam drzwi i weszłam do nieco większego pokoju. 
               Gdybym nie była tak zła i zdezorientowana, pewnie opadłaby mi szczęka na widok starszego dziadka, którego widziałam w parku na ławce. Tam, żywy trup, można powiedzieć, a tu wyglądał jakoś...zdrowo i pełen życia. Ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie (zdecydowanie coś w stylu średniowiecznym), zwrócił na mnie swój wzrok. Dopiero teraz dostrzegłam, że z twarzy poznikało mu wiele zmarszczek. Wyglądał młodziej, o co najmniej piętnaście lat. Ale i tak jest stary... Pomyślałam. Ostrożnie badał mnie wzrokiem. Jego brązowe tęczówki rejestrowały każdy mój najmniejszy ruch. Odłożył kartki i zrobił krok w moją stronę. Natychmiast się odsunęłam.
               - Gdzie ja jestem? - Spytałam pewnym siebie tonem, choć byłam tak przerażona, że mało nie zemdlałam. Dopiero po chwili zauważyłam, że przy grubym pasie, ma przyczepiony nóż. 
               - Spokojnie, moje dziecko. Usiądź - wskazał mi krzesło stojące przy kominku. Ani myślałam ruszyć się z miejsca. Patrzyłam na niego wyczekująco. - Jesteś tu, gdzie być powinnaś - dodał po chwili. Pff... Też mi odpowiedź. Dużo się dowiedziałam...
               - Powinnam być w swoim domu. I właśnie tam idę. Żegnam - udałam się do wejściowych drzwi, i już przy nich stałam, gdy dostałam nimi w głowę.
               - Ał - jęknęłam, leżąc na podłodze.
               - Phillipie! Bądź bardziej ostrożny! - Dziadek skarcił mężczyznę, który mnie znokautował. 
               - Przepraszam - w jego głosie wyczułam nutkę rozbawienia. - Pozwól, że ci pomogę wstać - wyciągnął do mnie rękę. Dopiero teraz na niego spojrzałam. Przystojny to mało powiedziane. Młody Bóg, można rzec. Wysoki, umięśniony, opalony z czarnymi kręconymi włosami, zawadiackim uśmiechem i błękitnymi, przeszywającymi na wskroś oczami. Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczy mi serce. Podałam mu dłoń i pociągnął mnie do góry.
               - Przekaż jej informacje o waszej pierwszej misji - starzec zwrócił się do Phillipa. - Ja znikam - dodał po chwili i... znikł. Dosłownie. Rozpłynął się w powietrzu. Dopiero teraz opadła mi szczęka. Stałam jak wryta, patrząc na pytająco na Phillipa.
               - Roderick robi to cały czas - powiedział spokojnie po czym mnie wyminął. Co proszę?!
               - Chcę wrócić do domu - rzuciłam, ponownie udając pewną siebie. Obróciłam się do niego. Siedział rozluźniony na niewielkiej sofie. - Halo! Słyszysz mnie?
               - Nie wrócisz, dopóki nie wypełnimy zadania - odparł spokojnie, wkładając sobie do ust winogrono. - Musimy dopilnować, by wszystko poszło według planu - dodał przeżuwając.
               - Co ma pójść według planu?
               - Historia pewnej młodej dziewczyny, która straciła ojca i została z macochą i dwiema przyrodnimi siostrami - mówił jak natchniony. Ewidentnie robił sobie ze mnie jaja. Wpakował do ust kolejne winogrono. - Macocha zrobiła z niej niewolnice, kazała sprzątać, prać, gotować i tak dalej. W królestwie odbędzie się bal, na którym przystojny książę ma zakochać się w niewolnicy...
               - Kopciuszku - poprawiłam go, unosząc brwi. Co on bredzi?
               Posłał mi szeroki uśmiech.
               - O! Widzę, że znasz tą historię! To dobrze - podszedł do papierów, przy których wcześniej stał Roderick. - Wyruszamy w południe - dodał zaabsorbowany treścią jednej z kartek.
               - Chcesz mi wmówić, że mamy wysłać kopciuszka na bal? - Spytałam drwiąco z szerokim uśmiechem.
               - Ale z ciebie niedowiarek - rzucił widząc moją minę.
               - A z ciebie psychol - odparłam oskarżycielsko. Zmarszczył brwi, lecz po chwili wrócił do czytania kartki. Jakby moja obelga wleciała jednym uchem, a wyleciała drugim.
               W tym momencie pomyślałam, że może jak byłam w ogrodzie, to akurat przechodziło tornado, i zapadłam w śpiączkę. Teraz leżę w szpitalu, jestem podłączona do tych wszystkich maszyn... I może stąd ten głupi sen. Tak, to musiało być to. Może jak się prześpię, to wszystko wróci do normy. Pomyślałam. Od razu stwierdziłam, że jest to genialny pomysł. Poinformowałam Phillipa, że idę spać i piętnaście minut później oddałam się w objęcia morfeusza.

10 komentarzy:

  1. Jej, bardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie. Wydaje się być oryginalne. Jestem ciekawa co dalej. Informuj mnie jeśli możesz o następnych postach, chętnie będę czytać : )
    Zapraszam również do mnie do poczytania http://charm--of--life.blogspot.com/
    Dodałam twojego bloga do linków ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam Cię u siebie w spamie, a ponieważ staram się odwiedzać blogi mi zareklamowane, więc jestem.
    Przyznam, że masz przyjemny styl, ale wszystko opisujesz bardzo pobieżnie. Opowiadanie staje się przez to płaskie. Poza tym, takie przyczepienie się: przed ''i'' nie wstawia się przecinka. O, jeszcze coś zauważyłam:
    ,,Może jak się prześpię, to wszystko wróci do normy. Pomyślałam.'' Zamiast kropki, po ''normy'' powinien być przecinek, bo w taki sposób, jak Ty to ujęłaś, czyta się niezbyt wygodnie. Wiesz, chodzi o tą automatyczną pauzę, którą robi mózg.
    Rozwaliło mnie ''Ale z ciebie psychol''. Plusik dla Ciebie.
    A tak poza tym, to mną się nie przejmuj, ja się czepiam. *stek przekleństw pod adresem Carmen* Uzupełnij sobie to pole między gwiazdkami, to zawsze pomaga.
    No nic, będę wpadać. Zapraszam też do mnie, bo wpadłaś przelotem, adresik zostawiłaś i zaczynam się niepokoić o gościnność mojego bloga. Możesz mnie tam zbesztać za hipokryzję, itd.

    Pozdrawiam
    Carmen :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachęciła mnie reklama bloga i muszę przyznać że spodobała mi się historia.
    Aurora jest ciekawą postacią a że ja bardzo lubię te bajke nie mogłam się oprzeć.
    Bardzo fajnie opisujesz co sprawia że czyta się lekko i przyjemnie.
    Minusem są błędy.
    Nawet ja, która popełnia je tak dratsycznie u Ciebie zwraca uwage, gdyż sa bardzo widoczne.
    Polecam znalezienie dobrej bety.
    Po za tym nie mam żadnych zastrzeżeń.
    Szczególnie że sam pomysł jest oryginalny.

    pozdrawiam serdecznie.
    [http://wybranka-losu.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no. Zaczynając lekturę miałam mieszane uczucia. Zaczęło się trochę płasko, bez głębi. Ale wiesz co? Pod koniec zupełnie mi to nie przeszkadzało! :D Oryginalny pomysł, trafiony w mój gust. Uwielbiam wszelkie nawiązania do baśni. W opisie zapowiadasz, że będzie mrocznie. Nie mogę się więc tego mroku doczekać. Ale nie rezygnuj z zabawnych elementów - jest tak miło, lekko, przyjemnie, aż się szczerzę sama nie wiem czemu :D.
    Informuj mnie proszę o nowych rozdziałach. Zapraszam też do czytania mojego bloga, możemy się nawzajem informować. Pozdrawiam!
    www.niezwykla--podroz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie się zapowiada. Wygląd bloga idealnie pasuje do opowiadania. Rozdział nie za krótki. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny rozdział i zapraszam do mnie;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj! Nominuję Cię do nagrody Liebster Award! :3
    http://ofiara-wrozek.blogspot.com/p/liebster.html
    Pozdrawiam i gratuluję. :*
    (W razie, gdybyś nagrody nie uznawał/a, proszę o informację.)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, uwielbiam takie bajeczne historie :)
    Phillip nie wydaje się zauważać, że Aurora z niego drwi. A drwi z niego ewidentnie. I przy okazji sprawia miłe wrażenie - już lubię naszą pyskatą bohaterkę :) Chociaż ja na jej miejscu nie zachowywałabym aż takiego spokoju. W końcu jest nie wiadomo gdzie, z nie wiadomo kim i w gruncie rzeczy nie wiadomo, co się z nią stanie, a na domiar złego wszyscy tam gadają jak szajbusy :)

    Pozdrawiam i idę skoczyć do zakładki Informowani :)
    Illusione
    [lady-dirgel.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  8. Okey. Historia jest ciekawa, ale ... tak, zawsze musi być jakieś ale :) Używanie takich słów jak "mega" jest ... niedopuszczalne. Przepraszam, przeprasza, ale ... jestem na to uczulona. Bardzo! Oprócz tego było dobrze :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po prostu kocham bajkę o Aurorze i musiałam wejść na Twojego bloga, gdy tylko zobaczyłam opis w katalogu! Muszę przyznać, że nie zawiodłam się na nim. Coś czuję, że przyszłe rozdziały również zaspokoją moje oczekiwania. Czasem zdarzają się jakieś drobne błędy, ale w sumie to nie rażą mnie w oczy. Ja również pozwoliłam sobie nominować Cię do nagrody Liebster Award :) Szczegóły: http://dziedzicmroku.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    ~Arcanam~

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo szybko czyta się Twoje opowiadanie :) Zgadzam się z bohaterka, sen to najlepsze lekarstwo na wszelakie "zło" :p Jestem ciekawa co sie wydarzy w rozdziale 2 dlatego też byłabym Ci wdzięczna za poinformowanie mnie o nowym wpisie [http://wybranka-cienia.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy